wtorek, 22 lipca 2014

życie jest znośne, miewa różne smaki, od soczystych truskawek z przydomowego placu, przez brzoskwiniowe piwo pite na legalu w budapesztańskim parku, lawendowe i bazyliowe lody z tutejszej lodziarni, najlepsze jakie jadłam, aż po ciepłą wódkę ze sprite'm na gdyńskim lotnisku. a to przecież jeszcze nie koniec, smaków i zapachów do końca lata jeszcze trochę przybędzie.

w myśl zasady, że albo ma się wyjebane, albo ma się depresję, bez zastanowienia wybieram opcję pierwszą, wstaję do pracy ze spokojem ducha, lubię swoich ruskich i cieszę się z awansu oraz stabilnej pozycji na najbliższe miesiące, może i lata. ludzie i darmowe piwo w piątki tworzą to miejsce i klimat, który pewnie kiedyś zacznie parować, ale póki co wdycham, zaciągam się.

sobota, 26 kwietnia 2014

goes through my head and back, gun shot, I can't take it back .

przydarza się dzień, który rozkłada na łopatki, skorupa pęka, 100% bezsilności, godziny patrzenia w ścianę, milczące przytakiwanie i godzenie się na wszystko. marzysz by być w zupełnie innym miejscu, odliczasz godziny, naiwnie powtarzasz sobie nigdy więcej, ale jednocześnie wiesz, że będzie jeszcze wiele takich i nic na to nie poradzisz.

lykke li - I never learn

sobota, 5 kwietnia 2014

better come around to the new way or watch as it all breaks down here.

demony przeszłości wciąż czasem zaglądają mi do okna i próbują szeptać na ucho wyświechtane już frazesy, które jeszcze jakiś czas temu robiły na mnie wrażenie i wpychały w ramiona czegoś na kształt depresji. dziś myślę sobie tylko babe it's so 2011. nie rusza mnie już to kompletnie, bo wiem, że jestem warta więcej niż im się wydaje.
 
rosja i chiny tak bardzo w zasięgu ręki. nie ma się co zastanawiać, czyż nie?


czwartek, 13 marca 2014

move on, I'm trying, denying.

stare dobre czasy bezpowrotnie odeszły w najgłębsze zakamarki pamięci, tłumione skutecznie przez nowe lepsze czasy, obfitujące w pełne emocji chwile i momenty.

jedna kwestia się nie zmieniła. nowa praca nadal wysysa całą energię, ale jednocześnie daje sporo satysfakcji. 2 tygodnie spędzone w Petersburgu były jednymi z najintensywniejszych od bardzo dawna, ale dla całej wyjazdowej otoczki i zacieśnienia pewnych więzów i znajomości zdecydowanie było warto.

teraz, pracując po kilkanaście godzin dziennie, kilkaset metrów od domu, wyczekuję już tylko maja, kiedy wszystko co najlepsze w roku się zaczyna.

i wreszcie mogę powiedzieć: dobrze się zaczął ten rok.

sobota, 18 stycznia 2014

career opportunities are the ones that never knock.

nowe miejsce pochłania całą moją energię. dni zlewają się ze sobą, oddziela je tylko wieczorny powrót do domu i kilka godzin na sen. ze stresu obgryzam do krwi wszystkie paznokcie, mój jadłospis ogranicza się do zrobienia rano kanapek i spakowania do torby jogurtu. ilość informacji przebiegająca codziennie przez moją głowę jest zatrważająca. nie potrafię myśleć i skupiać na nadchodzących koncertach i wyjazdach. nie miałabym siły teraz spakować plecaka i wyjechać. jest ciężko, za 2 tygodnie będzie jeszcze gorzej, ale jednocześnie niesamowicie intrygująco. za kilka miesięcy być może wrócimy do zwyczajnego nudnego egzystowania.

ale walczę o swoje, o to by za jakiś czas nie musieć liczyć każdego grosza.