sobota, 23 kwietnia 2011

this indecision's got me climbing up the walls, I've been cheating gravity and waiting on the falls.

czasem wystarczy jedna podbramkowa, wymuszona sytuacja i wszystko nagle ma trochę inny smak. oczywiście na początku wydaje ci się, że od teraz kompletnie sobie nie poradzisz w nowej sytuacji, że znów musisz kombinować, by sprowadzić swoje życie na stare tory, ale po jakimś czasie zaczynasz się przyzwyczajać i widzieć zupełnie niedostrzegalne wcześniej rzeczy. i okazuje się, że jest też coś dookoła ciebie, że są ludzie, wydarzenia i miejsca, na które wcześniej nie miałaś czasu.

najlepsze popołudnia to te słoneczne, bezkarnie spędzane nad wisłą, a wieczory o smaku cytrynowego piwa. od kiedy zamknęłam się na świat, każdą wolną chwilę spedzając przed komputerem, zapomniałam trochę o takich prostych przyjemnościach. a może po prostu nie miałam ich z kim próbować. wreszcie czuję, że w tym miejscu trzyma mnie coś więcej niż urok tego miasta i niechęć do powrotu do rodzinnego domu.

ostatnie dwa tygodnie były bardzo intensywne. ponad 100h spędzonych w pracy, poszukiwania nowego mieszkania, pakowanie. za kilka dni jakiś rozdział się zamknie i rozpoczniemy nowy, oby lepszy. rokowania są dość dobre, jak wyjdzie, zobaczymy.