wtorek, 21 czerwca 2011

no way of knowing what any man will do, an ocean of violence between me and you.

szalone życie powróciło. nie opuści mnie jeszcze przez najbliższe dwa tygodnie. swój werteryzm zapijam alkoholem i głośnymi dźwiękami w klubie, by następnego dnia obudzić się w znajomych już ramionach.

kiedy po kilku tygodniach o kimś zapominasz, ten ktoś musi skutecznie o sobie przypomnieć, pojawiając się na tej samej imprezie. znów mówi ci różne dziwne rzeczy i miesza w głowie. i znów nie wiesz co masz z tym wszystkim zrobić. 

jak nigdy potrzebuję zatopić stopy w piasku, poczuć morską bryzę i bezkarnie dobrze się bawić przez kilka dni w oddalonym o ponad 700km mieście.


czwartek, 9 czerwca 2011

It's like you feel homesick for a place that doesn't even exist.

siedzenie w domu przyprawia mnie o mdłości, a śmiech z sąsiedniego pokoju sprawia, że smutek staje się niewyobrażalny. a wystarczy tak niewiele, założyć buty, spakować torbę i zamknąć za sobą drzwi. 
 
nienawidzę tego smutku, który w sobie noszę. nienawidzę, bo kiedy jest go za dużo odsuwam od siebie wszystkich ludzi, a potem jest mi to ciężko odbudować. 
 
postanowiłam dać sobie jeszcze trochę czasu. jeszcze jeden rok dla mnie i tego miasta. czas na zrobienie podyplomówki i paru innych rzeczy. oby ten rok wystarczył, bo nie mam na razie pomysłu na dalsze coś czy cokolwiek.

odliczam dni, odkładam ostatnie pieniądze na warszawę, na gdynię. potrzebuję jak nigdy.

wtorek, 7 czerwca 2011

everything as cold as life, can no one save you? everything as cold as silence and you never say a word.

czasem mam wrażenie, że moja matka nie myliła się co do mnie, że kolejny raz miała rację. trudne to chwile, kiedy wydaje ci się, że nie masz już siły walczyć, chcesz się poddać i złożyć broń pakując walizki. ale najgorsze jest to, że właściwie nie masz dokąd wracać, bo w takich chwilach każde miejsce wydaje się obce. a paradoksalnie najmniej obcym może okazać się miasto w którym nigdy nie byłaś. 

i znów słuchanie the cure wydaje się jedynym możliwym wyjściem.