do pewnych spraw przyzwyczajam się na nowo. na jakiś czas się rozstaliśmy, wtedy pojawiło się coś w stylu poczucia bezpieczeństwa, ale to już definitywny koniec. znów uczę się życia w pojedynkę, kiedy o swoich problemach i przemyśleniach mówię tylko w ten sposób.
jeżeli chodzi o pewne sytuacje jestem do bólu przewidywalna i chociaż siebie za to nienawidzę, nic z tym nie potrafię zrobić. ktoś powinien mną w takim momencie potrząsnąć, zdzielić po twarzy, poddać elektrowstrząsom, cokolwiek. no ale po co, wszyscy w końcu jesteśmy egoistami.
przede mną jeszcze bardzo długa droga do ogarnięcia mojego życia, ale powoli zaczynam układać te klocki. najważniejsze są pomysły i to, żeby wiedzieć czego się chce, a ja już mniej więcej wiem. teraz pozostaje tylko pytanie czy jestem w stanie to osiągnąć. czasem gdy patrzę się na innych to wciąż myślę, że jestem nic nie warta, no ale może jednak coś tam we mnie siedzi.
i jeszcze tylko pozbyć się jakoś tego zimnego serca i obojętności, która tak bardzo rozgościła się w mojej głowie.